Son

piątek, 26 września 2014

Prolog

               Do you really want me death?
               ...
               Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zatracała się w pracy. Podróże z miasta do miasta, kolejny hotel, noc spędzona w dziwnym miejscu, takim jak dach, zaułek czy park nie było dla niej nowością. Nic nie mogło jej przekonać by choć na chwilę zatrzymała się i spojrzała jakie zniszczenia za sobą pozostawia. Nie obchodziły jej uczucia śledzonych, obchodziła ją tylko adrenalina, którą wtedy czuła. Chwilowe oderwanie się od szarej i melancholijnej rzeczywistości, którą musiała odgrywać przed swoimi najbliższymi, by nie odkryli mrocznego sekretu, który skrywała za mocnym makijażem, ciemnymi włosami peruki i czarnym strojem.
               Or alive to torture me for my sins?
               ...
               Przetarła twarz białym ręcznikiem i odrzuciła go na bok, spojrzała w lustro. Nie robiła tego od dawna i dopiero zauważyła jak bardzo się zmieniła. Brązowe oczy straciły te iskierki radości, ale ich barwa pozostała ta sama - głęboka czekolada, w której niejeden się zgubił. Kiedyś ledwo widoczne, teraz wyraźnie zarysowane kości policzkowe pod oliwkową karnacją i mała blizna obok ucha. Westchnęła ciężko i sięgnęła po krem na opuchliznę, modląc się by rano jej podbródek nie był aż tak napuchnięty. W końcu jutro jest czwartek co znaczy, że będzie musiała przeżyć trzy godziny w towarzystwie Amy. Przeciera zmęczone oczy i kieruje się do sypialni, gasząc światła w łazience.
               - Znów będziesz mi próbowała wmówić, że się uderzyłaś podczas sprzątania? - Głos. Jego głos. Przesiąknięty ironią, złością i bólem, paraliżuje ją od stóp do głowy w jednej sekundzie.
               Zaciska dłonie w pięści i mija go, znikając w kuchni. Ostatnie co widzi to jej długie blond loki znikające za ścianą oddzielającą jadalnie od przedpokoju, w którym stoi.
               - Kolejny raz to robisz. Znów nie walczysz tylko poddajesz się. Jesteś słaba.
               Nagły skurcz w dłoni sprawia, że upuszcza kubek na podłogę. Biała ceramika rozbryzguje się po kremowych kafelkach raniąc jej stopę. Nie zwraca uwagi na krew wypływającą z rozcięcia. Teraz interesuje ją tylko oskarżenie w niebieskich oczach, które sprawia, że wyrzuty sumienia zaciskają jej pętle na szyi. Opuszcza głowę w dół i pierwszy raz w życiu przyznaje się do błędu.
               - Może i jestem słaba. Prawda, okłamałam wszystkich wokół, ale nie możesz wiedzieć dlaczego. Ja sama nie do końca to jeszcze rozumiem. - Zaciska wargi i wymijając kawałki kubka kieruje się do składzika.
               Sprząta, ignorując jego obecność. Udaje, że nie widzi uważnego wzroku na jej ciele, pół kroku kiedy próbuje dosięgnąć szafki. Sama bije się z myślami, więc wie, że i on nie ma wszystkiego do końca poukładanego. 
               Nie popędza. Po prostu siada na krześle obok i wpatruje się w śpiące już miasto. To jedna z niewielu nocy, podczas której zignorowała telefon i go wyłączyła. 
               - Czy złym jest to, że przez błędy nienawidzę, a przez miłość wybaczam? 
               - Złym jest to, że wybaczasz.
               Zostawia go samego i wychodzi przez schody pożarowe na dach budynku. Siada na krawędzi i zapatruje się w ciemne, śpiące miasto. Nie wie co się tam dzieje i dzisiejszego wieczoru naprawdę nie chce wiedzieć. Nagle jakby przestało ją to kompletnie obchodzić. 
               - This Hurricane...

Obserwatorzy